piątek, 30 sierpnia 2013

Grube rury

Ciocia Ewa i ciocia Martyna tak tęsknią
za Franiem, że aż listy doń piszą;-)
Po czasie działań dość spektakularnych (i przez to wdzięcznych do opisu) nastał czas szarej rzeczywistości - spotkań, rozmów, pisania maili i wykonywania dziesiątek telefonów. Duużo adrenaliny, ale mało wdzięczny temat do opisywania.
Przynajmniej teraz.
Wszystko dzieje się we Frankowej sprawie, oczywiście - sprawa przedszkola nabiera coraz piękniejszych rumieńców i jak tak dalej pójdzie i uda się przebić przez gąszcz przepisów i uzgodnień, Franula od października będzie dumnym przedszkolakiem. (A ja po cichu podziwiam cierpliwość i życzliwość dyrekcji przedszkola). O wyniku działań przedszkolnych napiszę, gdy już wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Przedszkole to nie jedyna sprawa, która teraz nas zajmuje.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Terapia wietrzenia mózgu

Placki na zsiadłym mleku - 
rarytasik z dzieciństwa mamy.
Zastosowaliśmy ją po raz pierwszy ponad rok temu dając się namówić Franiowej ciotce DomPodSosnami na wizytę. Tym razem postanowiliśmy pojechać na wieś, do rodziny, gdzie jako dziecko spędzałam każde wakacje. Byliśmy tam bodaj czterokrotnie z Natką i ona także pokochała to miejsce. Dzieci nie potrzebują tam żadnych fiszerprajsów, bo najlepsze-zabawki-na-świecie są wokół nich, jedzą placki na zsiadłym mleku, biegają boso po trawie i ... nie ma tam też internetu.
Tym razem dodatkową zachętą do resetu poszpitalnego była perspektywa poznania Franiowej blogowej Prababki - okazało się, że mieszka ona zaledwie godzinę jazdy autem od wioski, do której się udawaliśmy.
Franio i żabka
Udało się nam spotkać!
Pisać dużo o tym spotkaniu nie będę, powiem tylko, że było naprawdę niezwykłe. Ponownie dziękujemy, Prababko, za zaproszenie:*

Udało nam się także wpaść na chwilkę do Olusia i jego rodziny, z którym swojego czasu jeździliśmy na turnusy rehabilitacyjne a z którym nie widzieliśmy się już dwa lata.
W drodze powrotnej zastanawialiśmy się, ilu fantastycznych ludzi poznaliśmy dzięki Frankowi i blogowi.
Nie daliśmy rady zliczyć.
Wielu, bardzo wielu.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Franio pisze list o pobycie w klinice


Kochane Ciocie,
kochani Wujkowie, 
mama powiedziała ze mogę do Was napisać list. Wreszcie! Bardzo się cieszę, bo stęskniłem się za pisaniem do Was.
Pojechałem z rodzicami do Poznania. Dlaczego tam? Bo jeszcze tam nas nie było:) Rodzice mają jakieś takie podróżnicze nastawienie do życia i postanowili zwiedzić ze mną chyba wszystkie największe szpitale:) Chyba dlatego teraz będę częściej wpadał do Poznania na badania.
Trochę się tego obawiam, bo tam ludzie dziwnie się bawią. Chodzi o to, że rodzice nie lubią, gdy ja bawię się w łobuza. W poniedziałek rano bardzo się więc zdenerwowali, bo ktoś w Poznaniu zabawił się w łobuza i włamał się do naszego auta. Trochę przesadził z tą zabawą, bo przez to było sporo kłopotów. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego mama i tata tak nie lubią tej zabawy.

A jak było w szpitalu? Fajosko. Najważniejsze, że mnie nie kłuli. Reszta to pestka.
Mama spała na łóżku, tak normalnie, jak w domu. Aż myślałem, że pojechaliśmy do jakiegoś innego kraju. Jedzenie było mało fajoskie. Rodzice mówili, że tak jest zawsze. Dobrze, że tata do nas przychodził i kupował serki i jogurciki, raz nawet ciepłego naleśnika mi przywiózł, bo nie wiem, jak bym dał radę. Dobrze, że w razie kryzysu człowiek zawsze mógł pożuć własną stopę:) 

sobota, 17 sierpnia 2013

Kierunek - Klinika w Poznaniu

 Jutro rano ruszamy w drogę do Poznania i mamy nadzieję, że tym razem nas z niej nie zawrócą.
Franula wyleczony, więc nie martwimy się o przyjęcie na oddział.

Zastanawiam się, co nam ta wizyta przyniesie. Niedługo się dowiemy. Teraz zabieram się za kopiowanie dokumentacji krasnalka.


***
I niech się ciotki już tak nie bulwersują z powodu opitolenia Franciszka. Odrośnie blond czuprynka, tak jak ma to miejsce za każdym razem:)


Ps1. Zaczynamy mieć lekką awersję do pakowania walizek, choroba.

Ps 2. Mam straszne zaległości w odpowiadaniu na maile i komentarze na blogu. Proszę jednak o cierpliwość i wyrozumiałość a w razie konieczności o pogonienie w kwestii powyższej;-)

Franula bardzo się stęsknił za wypadami rowerowymi w swojej przyczepce,
trzeba było więc dziś nadrobić zaległości wycieczkowe


 

czwartek, 15 sierpnia 2013

Nasze promykowe wakacje

Czas najwyższy je opisać, choć przyznam szczerze, przychodzi mi to z trudem, bo po powrocie do domu dopadła w swe łapska szara rzeczywistość i nie chce z nich wypuścić. Będzie więc krótko (tak przynajmniej teraz myślę, zobaczymy jak wyjdzie).
Opowieść o promykowych wakacjach muszę zacząć od Wielkiego Wybuchu, czyli dnia, w którym otrzymałam informację od Fundacji "Promyk Słońca", że wraz z trzema innymi rodzinami (KingKongami, Preclami i MałymiFrankami) otrzymujemy w nagrodę tygodniowy pobyt w super pensjonacie spa w...Karpaczu. Gdy przeczytałam te słowa siadłam z wrażenia.
Podwójnie.
1. Bo nagroda.
2. Bo Karpacz.
Poszłam do rodziny i przekazałam wieść radosną. Spojrzeli na mnie, jakbym proponowała im wyprawę na księżyc.
- Do Karpacza??? Ale super! To ja nocuję u Natki!!!
Tyle reakcja Natki (druga Natka to przyjaciółka naszej Natki). Świetnie. Już widziałam oczami wyobraźni ten nasz pobyt w Karpaczu...

środa, 7 sierpnia 2013

4 urodziny Frania

 
Kochany Franiu,

kolejny rok życia za Tobą. Mamy nadzieję, że ten nadchodzący będzie równie piękny i radosny, że przyniesie wiele dobrych zmian w Twoim życiu. Może tylko niech będzie mniej rewolucyjny, dobrze?;-)

Franuniu, życzymy Ci przede wszystkim zdrowia, uśmiechu i przyjaciół - życzliwych dusz wokół Ciebie. Wiemy, że jeszcze długa droga przed Tobą, ale mamy nadzieję, że nigdy nie będziesz w tej drodze sam. My zawsze będziemy z Tobą. Wierzymy, że prawdziwi Przyjaciele także nigdy Cię nie opuszczą.
Rodzice i Natka









sobota, 3 sierpnia 2013

Franio - mistrz niespodzianek

Jesteśmy tydzień nad morzem - to nasza nagroda w konkursie blogów "Na jednym wózku" Fundacji Promyk Słońca.
Pierwotnie zamierzałam opisać nasze promykowe wakacje zaraz po powrocie do domu, ale dziś Franula sprawił nam dwie tak kosmiczne niespodzianki, że stwierdziłam, że zachowanie ich tylko dla nas byłoby rzeczą karygodną.
Tym większa radość, im więcej ludzi ją z nami dzieli:)